Muszę przyznać, że scena gdzie Rockwell opowiada własną wersję scenariusza jest
niesamowicie zabawa, śmiałem się jak małe dziecko. Ta dykcja, ta tonacja, niespójność narracji -
geniusz. Mógłbym tego typu historyjek słuchać cały dzień.
Uważam te scenę za najgenialniejszą z całego filmu.
Kayaaaa! Stay back!!
I ją rozjeb*ło... zgadzam się to najśmieszniejsza scena, ale gdyby ten film nie był komedyjką, mianem najgenialniejszej sceny obdarowałbym sam początek z duetem Michaela Stuhlbarga i Michaela Pitta zwieńczona ich [(SPOILER)] niespodziewanym zgonem.